Menu Menu

Midsommar – Recenzja

Ari Aster's Midsommar jest prawdopodobnie jeszcze bardziej mrożący krew w żyłach niż jego chwalony przez krytyków debiut w horrorze Dziedziczny. To jedna bachanalia, której nawet to biuro nie chciałoby uczestniczyć.

Ari Aster równie zaniepokojony i zachwycony miłośnikami horrorów w zeszłym roku wraz z wydaniem Dziedziczny. Reklamowany jako rewolucyjny klasyk horroru w promocjach, a nawet utożsamiany z filmem Williama Petera Blatty'ego Egzorcysta, wyprawa Astera do gatunku spotkała się z ogromnymi oczekiwaniami, ale chłopiec się spełnił. i Midsommar znów miał na sobie swój rozkwitający znaczek.

Rodzinnie skupiony wokół głównych tematów żalu, przygnębienia i niemocy, Midsommar to crescendo paranoidalnego „trippiness”, które ukazuje nieomylny wpływ społecznego decorum, gdy wydarzenia nabierają hałaśliwego obrzydliwości, przypominając nam o złowieszczym rozpadzie rodziny Grahamów w zeszłym roku.

Główny konflikt w tej historii odgrywa Dani Ardor (Florence Pugh) i Chris Hughes (Jack Reynor). Niepewny związek Dani z jej i tak już emocjonalnie odległym chłopakiem Chrisem jest bliski zakończenia, gdy niszczycielska (i niepokojąca) rodzinna tragedia pogrąża Dani w stanie wszechobecnej kruchości, której kulminacją są sporadyczne ataki lękowe bez ostrzeżenia przez cały film.

Pomimo zapewnień jego kumpli, że byłoby mu lepiej bez Dani, Chris – nieco samolubnie – postanawia zostać z nią (choć w coraz bardziej zdystansowany sposób), najwyraźniej chcąc oszczędzić Dani przed utratą resztek zdrowia psychicznego, które jej pozostały.

Następnego lata Chris i jego koledzy z college'u Mark (William Jackson Harper), Josh (Will Poulter) i Pelle (Vilhelm Blomgren) postanawiają wziąć udział w tajnej uroczystości przesilenia letniego, która odbywa się co 90 lat w gminie przodków Pelle: Harga, w Halsingland (wiejska Szwecja). Chris z ciężkim sercem i ku przerażeniu swoich przyjaciół (szczególnie Josha) postanawia zaprosić wrażliwą Dani.

Kiedy grupa przybywa do komuny, nastrój Dani w cudowny sposób zaczyna się poprawiać. Spokojny pas wzgórz i drzew zamieszkanych przez uroczych mieszkańców miasteczka ubranych w osobliwe białe szaty oczarowuje ją i odłącza ją od destrukcyjnej równowagi… dopóki grzyby nie wyjdą i nigdy tak naprawdę nie zostaną odłożone.

Celowe podkreślenie niepokojących ilustracji folklorystycznych wyrytych na ścianach sypialni, w połączeniu ze złowieszczym przesunięciem ponownie mistrzowskiej partytury Bobby'ego Krlica, również zaczynają wskazywać, że grupie czeka coś więcej niż tylko materiał do prac dyplomowych i letni udział w dziwacznych ceremoniach. .

Po pozornie zaaklimatyzowaniu się z „dziećmi” Hagry i ich tradycjami oraz ich często luźnymi uzasadnieniami dla dziwacznych rzeczy na miejscu (w tym niedźwiedzia w klatce – spójrzcie na ściany!), grupa zaczyna brać udział w coraz bardziej niepokojących zwyczajach. W końcu zaczynają zamieniać swoje zahamowania w subrzeczywistość przypominającą sen, w której łatwiej jest się dostosować niż się przeciwstawić.

Najbardziej przerażające w całym filmie jest to, że wróg nie kryje się w ciemności i nie ma chwili do skoku. Zło nie pochodzi z cieni, jest widoczne w palącym słońcu, udekorowane tak jasno, jak krew, która ostatecznie się przelała. Niezwykle niepokojący jest również brak konwencjonalnego cyklu dzień/noc.

Mimo kłopotliwego tempa, Midsommar ma taką moc, która tkwi w umyśle na długo po zakończeniu kredytów. To niekonwencjonalne, ale hipnotyczne doświadczenie, które odbiega od gatunku horroru, który zwykle wypełnia multipleksy, zamieniając strach przed skokiem na coś, co trwa.

Jeśli jesteś miłośnikiem horrorów, tak jak ja, prawdopodobnie znajdziesz się w tym filmie tak samo sparaliżowany jak goście Hagry.

5
na 5

Równie niepokojące, co oryginalne. Naprawdę wyjątkowy

Ari Aster przejmuje współczesną scenę horroru jeden projekt na raz

dostępność