Menu Menu

Ed Sheeran „Projekt nr 6 współpracy” – recenzja

Cudowny wokalista, autor tekstów, Ed Sheeran, porzuca gitarę na rzecz eklektycznego wspólnego projektu z obszerną listą funkcji. Podczas gdy zmiana jest orzeźwiająca, jego oryginalny urok zostaje w tym procesie wypłukany.

Ten rok był stosunkowo cichy dla muzyki popularnej, poza szybkim przejęciem świata przez Billie Eilish z „KIEDY WSZYSCY ZAŚPIMY GDZIE WSZYSCY IDZIEMY?' i podróż Lil Nas X na Dziki Zachód z 'Old Town Road'.

Niektóre z największych nazwisk w muzyce z list przebojów porzuciły duże projekty, które albo szybko odpadły, albo zniknęły. DJ Khaled zabrał się do Twittera, by rzucić cień na Tylera, The Creator's IGOR po tym, jak kilka miesięcy temu pokonał go na pierwszym miejscu. Żaden z singli Khaleda nie wypadł szczególnie dobrze w porównaniu z jego zwykłymi standardami.

Tak więc, zobaczenie, jak Ed Sheeran wydaje album z piętnastoma utworami, który jest przepełniony znanymi gwiazdami popu, jest zaskakująco odświeżający w lecie, w którym bardzo brakuje przebojów. To także bardzo potrzebna zmiana tempa dla artysty, który od kilku lat rozczarowuje w liczbach.

Kompletujemy wszystkie dokumenty (wymagana jest kopia paszportu i XNUMX zdjęcia) potrzebne do Nr 6 Projekt współpracy nie jest przełomowy, jest o wiele ciekawszy niż Podzielić kiedykolwiek był i służy jako świadectwo niezrównanego sukcesu supergwiazdy Eda. Z dodanymi funkcjami pojawiają się nowe instrumentalne i wcześniej nieodkryte możliwości – Ed nie ogranicza się już do swojej gitary i jest w tym jeszcze lepszy.

Jednak wszystkie te dodatkowe głosy oznaczają, że jego charyzma jest w większości pomijana, pozostawiając projektowi szybkie i intensywne doświadczenie, w którym brakuje pojedynczej osobowości.

Zaskakująca zmiana tempa

Może się to wydawać dziwne, ale Projekt współpracy nr 6 przyszedł w idealnym momencie w karierze Eda. Po trzech ogromnych albumach było jasne, że… Podzielić że jego talent do pisania piosenek stawał się coraz bardziej schematyczny. Jasne, był to sukces komercyjny, ale autentyczność i pomysłowość znacznie osłabły od jego najwcześniejszych prac.

Dzięki temu nowemu przedsięwzięciu w końcu możemy w pełni odkrywać talenty Eda, bez ograniczeń związanych z gitarą akustyczną i pętlą pedałów. Efekt końcowy jest nieskończenie bardziej wciągający niż wysiłek z 2017 roku, gdy wokal Sheerana przeplata się między klimatycznymi trapowymi bitami w „Antisocial” z Travisem Scottem, instrumentalnym R&B z HER w „I Don't Want Your Money”, a nawet hymnem rockowym inspirowanym country. zamknij „BLOW” z Bruno Marsem.

Pomyśl o tym jako o alternatywie dla DJa Khaleda, z wyjątkiem tego, że Ed faktycznie pojawia się w piosenkach. Pojawiają się artyści z Wielkiej Brytanii i USA, w tym Stormzy, Dave, Eminem, 50 Cent, Bruno Mars, Skrillex, HER, Ella Mai i inni. Nie brakuje tu nazwisk z listy A i talentów supergwiazd.

Wszyscy ci różni artyści i pomysły kończą się wybuchowym 50-minutowym albumem, który rzadko zwalnia lub wije się. Poza garstką bardziej tradycyjnych, uwielbianych balladowych zwrotek Eda, jest to głównie szybka kolekcja rapu, trapu i popu, która dobrze radzi sobie z zamknięciem nowoczesnych trendów muzycznych w wygodnym opakowaniu.

Najważniejsze to otwieracz „Beautiful People” z udziałem Khalida i „Take Me Back To London” ze Stormzym. Ed pojawia się na każdym utworze, często dając introspekcyjne chwile dotyczące przepracowania, długich tras koncertowych i zmagań w relacjach. Są wzmianki o Spoons i zwyczajowych wyznaniach miłości, ale są one znacznie mniej mdlące niż poprzednie albumy.

Brak pewnego uroku

Mimo wszystko jednak coś wydaje się szczególnie nie-Sheeran w całej sprawie. Może to być bardziej zabawna przejażdżka i pokazywać niektóre aspekty jego rzemiosła, które wcześniej były niedoceniane, ale osobowość i wyjątkowa charyzma Eda mają tendencję do osłabiania się w miksie.

Tam, gdzie kiedyś jego opowieść była przejmująca i szczera – pomyśl „A Team” z jej przemyślanym podejściem do bezdomności, a także „Mały guz” na komplikacje ciąży – tutaj jest zredukowana do kilku jednorazowych linijek o Ipswich i pokornego chwalenia się pieniędzmi na „Pamiętaj”. Imię” z Eminemem i 50 Centem.

Wpływ Eda jest ograniczony do momentów rozrzuconych po całej płycie, przez co jego wpływ jest zauważalnie słabszy. Często te nowe utwory wydają się być pozostałościami lub demami z innych albumów, z Edem na dokładkę. Nie czują się jak jego piosenki.

Z wszystkimi tymi różnymi pulami gatunków i ludzi, Nr 6 Projekt współpracy tak naprawdę nie ma własnego poczucia siebie. Nie ma prawdziwej spójności, która łączy wszystko razem. Podczas gdy Ed był już wcześniej imponująco leczący na swoich listach utworów, utrzymując całe projekty zgrane stylistycznie, tutaj każdy utwór ma tendencję do potykania się o następny w gorączce cukru. Przeskakujemy od Khalida do Stormzy'ego, potem do slow jamu z YEBBA, a potem wracamy na terytorium bangerów z Bieberem – i to wszystko w ciągu pierwszej trzeciej części. Różnorodność jest mile widziana, zwłaszcza od Eda, ale tutaj to trochę za dużo.

Przyklaskuję temu projektowi za spróbowanie czegoś świeżego z jednym z najpopularniejszych zespołów na świecie, ale nie wszystko od wszystkich tutaj trzyma się dobrze. „Remember The Name”, z udziałem Eminema i 50 Centa, to jeden z takich utworów, który jest porażająco dziwny. „Feels” z Young Thug również wpada w podobne pułapki – oba utwory brzmią jak mashupy i bonusowe kawałki z rozszerzonej EPki singli.

Jest na czym się cieszyć Nr 6. Projekt współpracy, ale jest też mnóstwo rzeczy do pomylenia. Być może o to właśnie chodzi, biorąc pod uwagę tytuł albumu, ale absolutnie brakuje mu charakterystycznego uroku, który był na Plus i – do pewnego stopnia – Mnożyć. Jestem całkowicie za Edem zajmującym się gatunkami poza gitarą akustyczną, ale chciałbym, aby więcej tego było zrobione na jego własnych warunkach, bez wsparcia obsady zespołu. To nie jest Mściciele.

Czy warto posłuchać?

Krótka odpowiedź brzmi: tak.

Przy tak szerokiej gamie tonów, tekstur i dźwięków jest prawie gwarantowane, że znajdziesz tutaj coś, co Ci się spodoba. Chociaż, równie dobrze, prawdopodobnie usłyszysz co najmniej kilka utworów, których naprawdę nie lubisz. Nie wyobrażam sobie, by wielu wielkich fanów Travisa Scotta życzliwie przyjęło bliżej rockową piosenkę „BLOW” z Chrisem Stapletonem i Bruno Marsem.

Polecam również spróbować, nawet jeśli naprawdę nie lubisz muzyki Eda. Nr 6. Projekt współpracy to zauważalny krok od poprzednich prac i jest w większości wolny od kajdan marketingowych, które nękają Divide. Ed dobrze się bawi i wyraźnie czuje się bardziej twórczo wolny. Stery wytwórni „singer songwriter” zostały zmyte, pozostawiając projekt bardziej kolorowy niż wszystko, co rzucił przez jakiś czas.

Tylko nie oczekuj, że to wszystko zadziała i przygotuj się na znacznie więcej niż tylko Ed Sheeran w tych utworach. Nr 6 Projekt współpracy to pośpiech ostrej produkcji, szybkich rapów i buzującej energii.

Szkoda tylko, że nie więcej tego pochodzi od samego głównego mężczyzny.

dostępność