Martin Scorsese przedstawia kolejną epopeję magisterium o mafii, tym razem zamieniając chciwe tropy „mędrca” na refleksyjną i melancholijną historię, która długo pozostanie w pamięci.
Irishman prawdopodobnie będzie ostatnim rozdziałem kryminałów Martina Scorsese, a on nie marnuje ani jednej ze 209 minut. Kluczową atrakcją są tu bez wątpienia występy łabędzi śpiew pokolenia legendarnych aktorów, ale ważki scenariusz zasługuje na takie samo uznanie, ponieważ pozwala wszystkim błyszczeć w równym stopniu. Tym razem historia Scorsese to fascynująca eksploracja upływu czasu i ról, jakie odgrywają mali ludzie w wielkich momentach historii XX wieku. Myśleć Chłopcy z ferajny, ale z gorszą nutą. Końcowy akt to brzęczenie, które pozostaje w umyśle długo po tym, jak napisy się skończyły.
Jak dobre wino, Robert De Niro wydaje się być coraz lepszy z wiekiem iw wieku 76 lat wciela się w Franka Sheerana; łagodnie usposobiony były weterynarz z czasów II wojny światowej, który „maluje domy” w okolicach Filadelfii. Dla niewtajemniczonych malarz pokojowy w motłochu to ktoś, kto wiąże luźne końce (często garotą lub kilkoma dobrze wycelowanymi kulami i zawsze z zamkniętymi ustami). Błyszcząc z wyćwiczoną łatwością, De Niro nosi w sobie obojętną apatię i cichą godność – dwie cechy, które Frank wykorzystuje w równym stopniu, w zależności od wykonywanej pracy. Wyszkolony w etyce wykonywania rozkazów z czasów pobytu w Niemczech, Frank szybko staje się ważnym nabytkiem dla kilku dużych graczy w przestępczym półświatku Philly.
Wysiłki Franka, by zarobić trochę więcej niż to, co oferuje jego praca jako kierowca dostawczy, w końcu prowadzą go do Russella Bufalino (Joe Pesci), mafijnego dona z Pensylwanii, którego spotkał podczas przypadkowego spotkania na drodze zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Po przetarciu się kawalkadą mężczyzn o skórzastych twarzach i odwracaniu oczu w słabo oświetlonych włoskich restauracjach, Russell oferuje Frankowi kilka lukratywnych prac i szybko odkrywa jego wrodzony talent do zorganizowanej przemocy. Przez jakiś czas dochodzi do hitów, papierowe paczki wymieniają się obładowanymi rękami, a wyrzucanie broni palnej co jakiś czas podnosi wysokość tutejszego koryta rzeki, aż Frank przyciąga uwagę nowego wielbiciela „z góry”, który chce pomalować jakieś domy .
Grany przez trzeciego z galacticos Scorsese, Jimmy Hoffa (Al Pacino); krzywy, ale podniecony polityk wzywa Franka, by zapewnił mu „mięśnie”, podczas gdy mądrali pożycza gotówkę ze związkowego funduszu emerytalnego, w zamian zabierając sporą część stopy procentowej. Obaj szybko nawiązują wielką przyjaźń, a pożyteczny Frank wciela się w role factotum Jimmy'ego, ochroniarza, consigliere i od czasu do czasu kumpla od piżamy – nie w ten sposób.
Przez pewien czas Frank pozostaje równie lojalny zarówno Jimmy'emu, jak i Russellowi (sami mają przyzwoite stosunki) i często kręci się między dwoma uczestniczącymi w spotkaniach, nadstawiając ucha łamiące się ucho i od czasu do czasu usuwając "przeszkody" w najlepszy znany mu sposób Jak. Wszystko jest w porządku przez kilka lat, ale jak można było przewidzieć, zaczynają narastać kłopoty, gdy film zbliża się do zapierającego dech w piersiach crescendo, a zderzenie programów politycznych doprowadza do napięć.
Sytuację dodatkowo pogarsza mianowanie brata Bobby'ego przez Prezydenta Kennedy'ego na Prokuratora Generalnego; człowiek ze znanym zacięciem do ścigania organizacji przestępczych i, nawiasem mówiąc, skorumpowany Jimmy. Nie psując zbyt wiele, imperium Jimmy'ego zostaje mu odebrane, a jego niechęć do zajmowania miejsca na tylnym siedzeniu z publicznych wystąpień zaczyna budzić niepokój… „troska” równa się kryzysowi w mafii. Po tym, jak Jimmy wydaje odgłosy, że jego mafijni dłużnicy są „niewdzięczni” i sugeruje, że mógłby na nich zagwizdać, gdyby zagrozili jego życiu (lub jego rzeczywistemu życiu, jeśli o to chodzi), Frank zostaje wezwany i zapytany, gdzie naprawdę leży jego pobożna lojalność.
Warto jeszcze raz powtórzyć, że obsada i reżyser byli główną atrakcją dla każdego, kto odwiedził multipleksy lub poświęcił cały wieczór na Netflix dla Irishmani ani jeden występ nie zawiódł. Nawet arbitralny występ Action Bronson był dobrze zagrany. Teoretycznie pomysł Pesci grającego rolę mentora dla De Niro jest dziwny, ale mój Boże, ten mały człowiek sprawia, że to działa. Namówiony na emeryturę przez Scorsese, Pesci jest absolutnym cudem w roli Russella Bufalino: nie przerażający i porywczy jak Tommy DeSimone, ale cichym intrygantem, naprawiaczem. Pod wieloma względami jego kontrola i wpływy w tej roli orkiestratora sprawiają, że jest jeszcze bardziej groźny.
Portret De Niro irlandzkiego zabójcy Franka Sheerana jest tak wspaniały, jak widzieliśmy go od tego czasu Kasyno (1995). Jego chwile cichej rezygnacji i stłumionego smutku są absolutnie druzgocące, a sporadyczne fragmenty jego zmagań zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie w jego zmierzchowych latach naprawdę wywołują ucisk w gardle. Najlepszy występ, jak dla mnie, wyszedł jednak z Al Pacino jako gadatliwy Jimmer Hoffa. W roli niepodobnej do żadnej, jaką widziałem u ośmiokrotnego zdobywcy Oscara, Pacino emanuje zuchwałością i nieprzenikliwością dla prawie wszystkich (poza jego powiernikiem Frankiem), a jego ciągłe żarty stanowią jedne z bardziej pamiętnych kwestii z filmu.