Internet mógł zdziałać cuda w rozmowie na temat zdrowia psychicznego, oferując każdemu, kto zmaga się z poczuciem wysłuchania, zrozumienia i wsparcia, ale przy rosnącym smutku, czy istnieje granica tego, ile powinniśmy ujawniać w Internecie?
Chociaż zawsze byłem jednym z okazjonalnych #ootd na Instagramie, retweetem czegoś, z czym się kojarzę, lub wideo TikTok z estetycznymi momentami, które kompilowałem przez cały tydzień, przyznaję, że nigdy tak naprawdę nie rozumiałem tego uroku ujawniania moich osobistych zmagań w świecie online.
Nie zrozumcie mnie jednak źle, ponieważ pomimo moich obaw – w dużej mierze wynikających z lęku przed osądem – nie można zaprzeczyć, że siedząc samotnie na uboczu, doświadczyłem poczucia wspólnoty zapewnianego przez media społecznościowe, które zachęca ludzi do otwierając sposób, w jaki to robią.
W ciągu ostatniej dekady internet zdziałał cuda za rozmowę o zdrowiu psychicznym, oferując każdemu, kto cierpi z powodu traumy, lęku, samotności, depresji i egzystencjalizmu (między innymi) przestrzeń, w której można poczuć się wysłuchaną, zrozumianą i wspieraną.
To podważyło głęboko zakorzenione piętno społeczne związane z tymi schorzeniami, dało nam dostęp do pomocy, o której nie wiedzieliśmy, że potrzebujemy, i pokazało nam, a może przede wszystkim, że nie jesteśmy odizolowani w naszej walce o szczęście.
Odnajdując w ten sposób komfort i ukojenie (jak Bella Hadid zrobiła to w listopadzie z surowym wglądem w jej walkę z poczuciem winy) jest szczególnie korzystny, mogę dodać, w następstwie pandemii, która pozostała przede wszystkim młodzi ludzie podatny na najwyższy poziom stresu psychicznego od czasów II wojny światowej.
W rzeczywistości publikowanie podpisów, które szczegółowo opisują nasze problemy na bok, dyskusje dotyczące tego, z czym mamy do czynienia, były zachęcane na długo przed tym, zanim ludzie zaczęli szukać terapii.
W końcu „wspólny problem to problem o połowę”, jak to się mówi.
I robiąc to przez ekran robi mają swój urok, ponieważ bez wątpienia łatwiej jest skondensować nasze nieszczęścia w 280 zgrabnych małych postaci niż podnieść słuchawkę i zadzwonić do kogoś, aby wyrazić te emocje na głos.
„W mediach społecznościowych pojawia się poczucie usunięcia; jest poczucie dystansu, ponieważ nie mówisz bezpośrednio do poszczególnych osób w ten sam sposób. To tak, jakby ekran działał jak bariera” – wyjaśnia dziennikarz Sian, który dodaje, że możliwość wietrzenia się w Internecie jest niezbędna dla tych, którzy nie mają dostępu do alternatywnego gniazdka. „Czujesz, że mniej obciążasz ludzi, ponieważ po prostu wysyłasz tweeta”.
Niestety, jak w przypadku większości dobrych rzeczy, w ostatnich latach pojawiła się ciemna strona tego skądinąd zdrowego mechanizmu radzenia sobie.
I nie mówię o tym oparte na dowodach ironia, że nasze cyfrowe nawyki są głównym czynnikiem przyczyniającym się do negatywnych aspektów naszego dobrego samopoczucia, tych, które tak chętnie wypowiadaliśmy na naszych ulubionych platformach, ale fakt, że smutek w mediach społecznościowych stał się modny.
„Dlaczego ludzie komandytują swoją traumę w zamian za przewagi/punkty litości/korzyści pieniężne, jednocześnie przedstawiając się jako ofiary niezdolne do skrzywdzenia innych z powodu swoich wcześniejszych doświadczeń?” pyta Reddit użytkownik, odnosząc się do toksycznego 'łowienie rybzjawisko polegające na tym, że jednostki zwracają uwagę na swoje problemy.