Zatrzymując modę, pandemia stawia jedno pytanie: przy obecnym kryzysie globalnego konsumpcjonizmu, czy branża zostanie zmuszona do zrównoważonej przyszłości?
Jako branża polegająca na ciągłym aktualizowaniu linii, stylów i trendów oferowanych w każdym sezonie, moda zawsze była branżą niezwykle dynamiczną, działającą z zawrotną szybkością, aby sprostać wymaganiom konsumentów. . Wymóg, by łańcuch dostaw działał bez wahania, nie był przyjazny dla środowiska i, jak powszechnie wiadomo, olbrzymia emisja dwutlenku węgla w modzie stanowi 10% wszystkich rocznych statystyk. .
Biorąc pod uwagę, że moda skupia się na dostarczaniu stale zmieniającej się gamy produktów, branża niechętnie zaspokajała rosnące zapotrzebowanie na zrównoważony rozwój. Jednak w wyniku obecnej pandemii konsumenci mieli czas na refleksję, a dążenie do bardziej etycznych, społecznie odpowiedzialnych i przyjaznych środowisku praktyk stało się nieuniknione.
Jeśli historia jest czymś, przez co można przejść, kryzysy są często pożywką dla odnowy i, jak mówimy, społeczeństwo zostało całkowicie wywrócone na głowę przez koronawirusa, więc dlaczego moda nie miałaby chcieć wykorzystać tej okazji na nowy początek? Uznanie, że to nagłe zatrzymanie konsumpcjonizmu jest w stanie w końcu doprowadzić do tak bardzo potrzebnych reform, na które naukowcy i aktywiści nalegali od dziesięcioleci, może być po prostu zbawienną łaską branży. .
Jak dotąd słabe wysiłki mody na zrównoważony rozwój nie zaszły zbyt daleko. Recykling materiałów i wybieranie bawełny organicznej podczas procesu produkcyjnego jest dobre, ale nie tłumi nienasyconych nawyków zakupowych konsumentów, którzy są przekonani, że podążanie za trendami jest istotną częścią współczesnego życia.
To po prostu nie ma sensu, by przemysł, który rzekomo opierał się na idei starannego rzemiosła, kładł taki nacisk na szum, ale niestety tak właśnie jest. Ubrania stały się jednorazowe bez względu na ich cenę, dlatego zamiast pytać, czy pochodzą ze „świadomej” kolekcji, należy zająć się samym konsumpcjonizmem, a dokładniej obsesją mody na punkcie szumu.
Destrukcyjny, nieustający cykl współpracy, wyskakujących okienek, pokazów projektantów i upadków jest bez wątpienia głównym graczem w przytłaczającym wkładzie branży w zmiany klimatu. I to nigdy przystanki. Nawet w obliczu globalnej pandemii wciąż unosi się nad nami idea, że wszystko musi być udostępniane, wirusowe i „chwilowe”. Nie ma ucieczki, kupujemy nowe rzeczy po to, by kupować nowe. Mówi się nam, że można ulepszyć naszą odzież wypoczynkową podczas blokady, podczas gdy w rzeczywistości moglibyśmy bardzo łatwo zadowolić się tym, co już mamy w naszych szafach.
„Jako branża powinniśmy kwestionować, ile wszystkiego, co wytwarzamy, i myśleć o tym, co oznacza produkt — i cykl produktu —”, mówi Tory Burch. „Mam nadzieję, że system, który musi się w wyniku tego zmienić, pozwoli nam zdefiniować to, co robimy w nowy sposób, w inny sposób. Mniej znaczy więcej: to znaczy teraz wszystko.
W tej chwili problem polega na tym, że nawet profesjonaliści nie nadążają, gdy karuzela kręci się coraz szybciej, zmuszona do wypuszczania sezon po sezonie ubrań, które w końcu zostaną wyrzucone. Nasze traktowanie tych produktów jako przejściowych – tutaj jedna sekunda, zapomniana następna – pozostawiło już znaczący ślad na planecie, z którego być może nigdy nie wyzdrowiejemy.