Czy te wszystkie miliony ludzi, którzy w zeszłym tygodniu wyszli na ulicę, aby #strikeforclimateaction, rzeczywiście coś zmieniły?
Jako ktoś, kto niedawno przestał jeść mięso, który zawsze korzysta tylko z transportu publicznego i który zwyczajowo krzyczy na moich współpracowników, że chrupiące paczki mogą do recyklingu, znam poczucie, że moje próby zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych są bezcelowe.
Aż trudno uwierzyć, że pójście na świąteczny chleb z soczewicą nad pyszną pieczoną jagnięciną, którą co roku robi ciotka, zrobi jakąkolwiek różnicę w obliczu wielkich korporacji i wielkiego rządu spiskującego, by się nawzajem uwolnić od przestępstw przeciwko sprawiedliwość społeczna.
I chociaż nienawidzę tego mówić, nie mylimy się, że tak się czujemy. W wielkim schemacie rzeczy, nie, twoje przyjęcie weganizmu nie będzie miało rynkowej różnicy w tym, czy świat jest w stanie osiągnąć cele porozumienia paryskiego.
To przygnębiający wniosek i nasuwa oczywiste pytanie: po co się męczyć?
Bierność to droga, którą wielu wybiera w obliczu zmian klimatycznych. Destrukcyjne skutki kryzysu klimatycznego podążają teraz trajektorią tej maksymy ekonomicznej, ponieważ horrory od dawna przepowiadane przez naukowców stają się rzeczywistością.
Bardziej destrukcyjny huragany kategorii piątej rozwijają się, pożary potwora zapalać i płonąć na każdym kontynencie oprócz Antarktydy, lód się topi w dużych ilościach tam i na Grenlandii oraz podnoszący się poziom morza teraz zagrażają nisko położonym miastom i narodom wyspiarskim. Ale nic z tego nie jest Twój usterka, a to nie tak, że pracujesz na duży olej i bezpośrednio przyczyniasz się do problemu, więc znudź się i daj się popatrzeć Miasto Holby w pokoju. Nie rozpaliłeś ognia (zawsze się palił), więc nie powinno być twoim zadaniem go gasić.
Co gorsza od tych biernych gapiów jest to, co lubię nazywać „nihilistami klimatycznymi”. Ci, którzy wydają się czerpać przyjemność z wytykania pozornej hipokryzji wegan z iPhone'ami (nie wiecie, że złote części waszego telefonu zostały wyprodukowane w nieludzkich fabrykach w Chinach, które emitują XXX dwutlenku węgla na pojedynczą część?!).
Ci ludzie używają beznadziejności indywidualnego działania jako argumentu, by nic nie robić, ale przynajmniej twierdzą, że jest to poinformowany nic nie robiąc. Pomyśl o ich postawie jako równoważnej kurczącej się, ale wciąż dominującej podsekcji społeczności wegańskiej, która upiera się, że wegetarianie i wszyscy ci, którzy nie chodzą na całość (wybaczcie kalambur), są moralnie niespójni, zachęcając w ten sposób tych ludzi do powrotu do mięsa konsumpcja na złość.
Nikt nie czekał na wegańską zakrwawioną kiełbasę, wy najebani komputerami klauni. https://t.co/QEiqG9qx2G
- Morgan Piers (@piersmorgan) 2 stycznia 2019 r.
Chociaż prawdą jest, że indywidualne działanie w obliczu globalnego problemu jest prawie bezużyteczne, jest to również jedyny dostępny nam moralnie uzasadniony sposób działania.
Myślenie o problemie klimatu jak o problemie z tramwajem. Pokolenia przed nami widziały naszą ścieżkę zniszczenia pędzącą w kierunku czteroosobowej rodziny i nie działały. Nie robienie niczego jest na ogół najpewniejszym sposobem uniknięcia winy za niepożądany wynik.
Z drugiej strony pokolenie Z zdecydowało, że bezczynność jest samodzielną decyzją moralną. Doszło do tego, że samo życie w dużym mieście w XXI wieku aktywnie szkodzi środowisku poprzez nadmierne emisje CO21. A zmiana kursu wózka nie będzie miała żadnych negatywnych skutków, poza zaszkodzeniem wielkiemu przemysłowi i sprawieniem, że wielu urzędników rządowych pokłóci się z darczyńcami z ciężkimi kieszeniami.
A teraz wyobraź sobie problem z tramwajem, ale na twoim obecnym zestawie torów jest czteroosobowa rodzina, a na drugim gigantyczna sterta pieniędzy. Czy pociągasz za dźwignię?
Oczywiście, że tak.