Globalne wskaźniki rozwoju są w przeważającej mierze ukierunkowane na bogate, rozwinięte narody.
Jednym z najbardziej udanych i powszechnie uznanych dotychczas projektów ONZ jest tworzenie Celów Zrównoważonego Rozwoju (SDGs). Uznając potrzebę porozumienia między państwami członkowskimi co do tego, co stanowi „sukces” w projektach międzynarodowych – jak osiągnąć najwyższą jakość życia dla większości ludzi – 191 delegatów krajowych zasiadło w 2000 r., a następnie ponownie w 2015 r., aby ratyfikować listę cele międzynarodowe, które obejmują, ogólnie rzecz biorąc, likwidację ubóstwa i głodu oraz zrównoważoną metamorfozę przemysłu.
Pięć lat po podpisaniu SDGs oraz system monitorowania zwany „Indeks SDGZaprojektowany przez Jeffreya Sachsa stał się podstawowym miernikiem, za pomocą którego delegaci i decydenci oceniają, czy poszczególne narody osiągają cele SDG, a tym samym ich ogólną mobilność rozwojową.
Podczas gdy projekt SDG jako całość jest czymś w rodzaju Magna Carta pod względem stosunków międzynarodowych, Indeks ma pewne bardzo fundamentalne i rzadko omawiane wady, które niesłusznie wplątują kraje rozwijające się w wandalizm klimatyczny na bogatszych wybrzeżach. W przeciwieństwie do innych wskaźników postępu, takich jak korupcja federalna, zmiana klimatu nie ma suwerenności i jest trudna do obliczenia za pomocą wskaźników terytorialnych. Bogate, intensywnie konsumujące kraje zachodnie są zatem w stanie zlecić na zewnątrz znaczną część swojego śladu środowiskowego, wzmacniając swoją pozycję w Indeksie SDG i zaciemniając to, jak powinniśmy myśleć egzystencjalnie o rozwoju. Narracja o postępie, której uczy nas społeczność międzyrządowa, jest daleka od prawdy.
Jaki jest problem?
Od momentu powstania, wyniki Indeksu SDG były rażąco mylące, jeśli chodzi o jego najwyraźniej najważniejszy aspekt: zrównoważony rozwój.
Pokazują wyraźny podział między rozwiniętym i rozwijającym się światem, ku zaskoczeniu nikogo – podróż globalnego południa do demokratyzacji i uprzemysłowienia w ślad za imperializmem jest długa. Z tego powodu Szwecja, Dania, Finlandia, Francja i Niemcy mają tendencję do wspinania się na szczyt, wraz z innymi krajami, głównie zachodnimi, bogatymi i białymi. Daje to przypadkowemu ekspertowi wrażenie, że kraje te są „prawdziwymi” liderami w osiąganiu zrównoważonego rozwoju. Ale jeśli chodzi o kluczowe cele środowiskowe, które prawdopodobnie mają największy globalny wpływ, jest odwrotnie.
Jako studium przypadku weźmy Szwecję, zazwyczaj lidera Indeksu. Naród ten uzyskał imponujący wynik 84.7 na 100 możliwych w Raporcie o zrównoważonym rozwoju 2020, gdzie mediana wyniku dla Egiptu wynosiła 68.8, a najniższy dla Republiki Środkowoafrykańskiej to 38.5. Jednak według wielu raportów szwedzkie „ślad materiałowy„ – wskaźnik konsumpcji per capita w kraju – jest jednym z najwyższych na świecie, t 32 ton metrycznych zużycia materiałów na osobę rocznie, prawie tak samo wysokie jak w USA.
Dla porównania, ta globalna średnia wynosi około 12 ton na osobę, podczas gdy ekolodzy szacują, że globalny zrównoważony wskaźnik wynosi około 7 ton na osobę.
Dania, Szwecja i Finlandia kierują się ku bardziej zrównoważonej przyszłości. Wynika to z Indeksu SDG, który jest kontynuacją Celów Zrównoważonego Rozwoju w Agendzie 2030 ONZ. 🌍
Więcej w: https://t.co/rIqpmXLdSc pic.twitter.com/5s92PLV6M0— Szwecja (@Szwecja) 31 sierpnia 2019 r.
W tego rodzaju konsumpcji nie ma nic zrównoważonego. Zgodnie z Antropolog ekonomiczny Jason Hickel: „gdyby wszyscy na planecie mieli konsumować tak jak Szwecja, globalne zużycie zasobów przekroczyłoby 230 miliardów ton rzeczy rocznie”. Aby spojrzeć na to z perspektywy, jest to połączenie wszystkich zasobów, które obecnie wydobywamy z ziemi i zużywamy potrojone lub równowartość obecnej globalnej produkcji trzy planety Ziemi.
Wszystkie 25 krajów z listy SDG Index ma podobną historię do opowiedzenia – optycznie wysokie statystyki rozwoju ukrywające kulturę szalejącej konsumpcji. Dania, Wielka Brytania, Szwajcaria i Stany Zjednoczone mają powyżej 75 punktów SDG, a jednocześnie produkują znacznie więcej niż przydzielony im udział dwutlenku węgla na osobę rocznie i przyczyniają się w znacznym stopniu do obecnego kryzysu klimatycznego. Co więcej, znacznie przekraczają swój sprawiedliwy udział w planecie, jeśli chodzi o użytkowanie gruntów i zanieczyszczenie chemiczne materiałami takimi jak fosfor i azot. .
Dla porównania Indie, które plasują 117th 166 w Indeksie SDG, ma udział węgla mniejszy niż 2 tony metryczne na osobę. Gdyby cały świat zużywał tyle dwutlenku węgla, co przeciętna osoba w Indiach, a nawet w Chinach, których ślad węglowy wynosi 7 ton na osobę, wrócilibyśmy do przedindustrialny poziom ocieplenia w ciągu kilkudziesięciu lat.
To nie znaczy, że prawdziwszą reprezentacją globalnego rozwoju byłoby przyjęcie stylu życia ludzi w krajach rozwijających się – daleko od tego. Istnieje wiele bardzo dobrych powodów, dla których Indie prawdopodobnie nie zdołałyby przekroczyć półmetka w jakimkolwiek światowym rankingu rozwoju: niski PKB i rosnąca mobilność społeczna, sekciarskie rozwarstwienie i słabe wyniki w zakresie praw kobiet, żeby wymienić tylko kilka.
Jednak jeśli chodzi o prawdopodobnie najbardziej jednoczący globalny problem, z jakim obecnie mamy do czynienia, czyli zmianę klimatu, wskaźniki, które plasują Indie na dole, a Szwecję na szczycie, są niespójne. Co gorsza, stają się potencjalnym źródłem usprawiedliwienia dla silnie zanieczyszczających narodów, aby utrzymać biznes bez zmian.