Greenwashing to powszechna praktyka w różnych branżach, ale co z produktami czyszczącymi „przyjaznymi dla planety”? Dwa uniwersytety w USA połączyły siły w celu zbadania sprawy.
W dobie zwiększonej świadomości na temat bakterii i wirusów wielu z nas używa środków czyszczących częściej, aby nasze domy nie stały się naturalnej wielkości szalką Petriego dla niebezpiecznych mikroorganizmów.
Chyba nie muszę Wam przypominać, kiedy działy sprzątania domów w sklepach były jałowe dzięki temu, że podczas pandemii dezynfekowaliśmy jak szalone – czy ktoś ma retrospekcje ludzi wycierających właśnie kupione torby Doritos na TikTok?
Powszechnie wiadomo, że tradycyjne roztwory czyszczące zawierają chemikalia, które są szkodliwe po spożyciu. Jednak ostatnio rośnie również świadomość tego, jak te ostre chemikalia wpływają na środowisko po spłukaniu w ściekach.
Aby sprostać powszechnemu zapotrzebowaniu na bardziej zrównoważone opcje, wiele marek wprowadziło linie produktów drugorzędnych oznaczonych jako „naturalne” i „przyjazne” dla planety i ludzi. Sam rynek jest teraz wart 238 miliardów funtów i wciąż rośnie – nic dziwnego, że ma ją Kris Jenner własna linia „czystych” domowych środków czystości, to…
Ale czy możemy ufać, że te produkty są naprawdę przyjazną dla środowiska opcją, którą obiecują? Nowe badania przeprowadzone na Virginia Polytechnic Institute State University i The Citadel Military College w Południowej Karolinie w Stanach Zjednoczonych dostarczają odpowiedzi, więc przyjrzyjmy się.