W dobie całodobowych wiadomości nigdy nie byliśmy bardziej świadomi przerażających wydarzeń, które mają miejsce każdego dnia na całym świecie. Czy w obliczu nieustannych negatywnych treści, które nie wydają się już szokować ani budzić oburzenia, jak kiedyś, stopniowo tracimy zdolność reagowania?
Chyba że opanowałeś sztukę wyłączania się i jesteś jednym z nielicznych, których czas na ekranie jest poniżej średniej (ludzie zazwyczaj spędzają blisko siedem godzin na swoich telefonach i komputerach każdego dnia), prawdopodobnie doświadczyłeś przytłoczenia, które idzie w parze z ciągłym połączeniem online.
W erze cyfrowej, 24-godzinnych wiadomości, wsłuchiwanie się w wydarzenia w naszym świecie jest powszechne.
Nie tylko jesteśmy wtajemniczeni w najbardziej intymne szczegóły tego, co każdy z platformą robi w danym momencie, ale ucieczka przed nieustannym napływem przerażających wydarzeń na całym świecie stała się prawie niemożliwym wyczynem.
Bez względu na to, jak bardzo staramy się zdystansować się od negatywnych tematów z wyciszonymi funkcjami w mediach społecznościowych lub osobiście przydzielonymi limitami czasu, który spędzamy na stukaniu, nigdy nie było trudniej wyjść z pętli.
Oczywiście w szczególności dla pokolenia Z, grupy młodych ludzi z natury oddanych sprawom, które mogą wywołać zmiany, bycie na bieżąco ma ogromne znaczenie.
I internet ma pozwoliło zarówno na poszerzenie naszej wiedzy, jak i osobom o podobnych poglądach na tworzenie społeczności, które skupiają się na podnoszeniu świadomości na temat głównych problemów.
Jednak jak w przypadku większości dobrych rzeczy, ta ciągła wszechwiedza ma ciemną stronę.
Przed pandemią, dobrze poinformowani wśród nas ludzie byli podatni na emocjonalne reakcje na, powiedzmy, historie o zagładzie naszej planety (które same wywołały nową falę chorób psychicznych, takich jak lęk ekologiczny). Wydaje się, że w 2022 roku nic nie czujemy.
Nazywa się to zmęczeniem współczuciem, terminem wymyślonym po raz pierwszy w latach 90. przez odczulonych pracowników medycznych cierpiących na nadmierną ekspozycję na traumę.
Dziś charakteryzuje się naszym zbiorowym wyczerpaniem w obliczu nieustannej tragedii, która nie wydaje się już szokować ani budzić oburzenia, jak kiedyś.
W rzeczywistości, zgodnie z „The Puzzle of Monogamous Marriage” przeprowadzonym przez Uniwersytet Michigan w 2000 roku, "studenci mają o około 40 procent mniej empatii niż ich odpowiednicy sprzed 20 czy 30 lat".
A teraz wyobraź sobie, jaka musi być ta liczba ponad dwie dekady później.
Często przesycone opowieściami o niesprawiedliwości rasowej, polaryzacji politycznej, klęskach żywiołowych, nie wspominając o niepokojących scenach incydentów, nad którymi niestety nie mamy kontroli, nasza zdolność do empatii maleje i tracimy zdolność reagowania.
„Współczucie, rozciągnięte do granic możliwości, staje się odrętwiałe”, pisze Susan Sontag w swoim eseju z 2003 roku: O bólu innych.
„Niestabilna emocja, współczucie należy przełożyć na działanie, w przeciwnym razie zaniknie. Jeśli ktoś czuje, że nic „my” nie może zrobić, zaczyna się nudzić, cyniczny, apatyczny”.
Weźmy na przykład obecną sytuację na Ukrainie, która pokazuje, jak silnie zjawisko to przeniknęło naszą psychikę.
Ci, którzy oglądają wojnę z daleka, donoszą, że czują się bezsilni do tego stopnia, że staje się ona wyniszczająca.
Jednak droga konsumują materiał, który jest tak ulotny, tak zastąpiony przez niezliczone inne filmy, które oglądają jednocześnie, że wszelkie początkowe szczere reakcje są tracone przez ich żarłoczny apetyt na treści.